W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku bombowce RAF dokonały nalotu na niemiecki ośrodek broni rakietowej w Peenemünde. Zniszczono wiekszość wyrzutni pocisków V-1, poważnie uszkodzone zostały zakłady produkujące rakiety. Aby kontynuowac doświadczenia i rozwijać tę nową, groźną broń, Niemcy utworzyli kilka mniejszych baz, znajdujących się poza zasięgiem samolotów startujących z lotnisk w Anglii. Jedna z nich powstała w Bliźnie koło Dębicy. W pobliżu obozu pracy przymusowej i poligonu SS w Pustkowie założono specjalny poligon do testowania rakiet. Zapewniało to siłę roboczą do budowy urządzeń oraz ochronę wojskową. Bocznicą kolejową dostarczano do Blizny gotowe rakiety. Na poligonie poddawano je próbom. Poczatkowo były to pociski V-1, sterowane z ziemi drogą radiową, a nastepnie - V-2, napędzane silnikami odrzutowymi. Rakiety, wystrzeliwane w Bliźnie, kierowane były na poligon w Sarnakach nad Narwią (około 300 km), spadały jednak w różnych miejscach, niekiedy w samej Bliźnie lub w pobliżu.
Próbami w Bliźnie interesował się wywiad AK. Chodziło o przechwycenie pocisku i rozpracowanie jego budowy, zasad lotu i szczegółów technicznych. Nie było to łatwe, gdyż po upadku rakiety, na miejscu natychmiast zjawiali się Niemcy i skrupulatnie zbierali wszystkie fragmenty pocisku.
Ostatecznie zdobyto niewypał rakiety V-2, a jej części - żyroskop (odpowiedzialny za stabilne utrzymanie kierunku) i aneroid (utrzymanie wysokości) - przekazane zostały do Londynu, samolotem z lądowiska pod Tarnowem.
Latem 1944 roku, kiedy ofensywa wojsk radzieckich dotarła w Rzeszowskie, rozpoczęła się wymiana listów między Churchillem a Stalinem. Premier Wielkiej Brytanii prosił o umożliwienie wysłania grupy brytyjskich ekspertów w rejon Debicy w celu zbadania niemieckiego ośrodka doświadczalnego.
Po kilku miesiącach eksperci otrzymali zgodę na przyjazd i odpowiednie wizy. Niestety Brytyjczycy nie mogli porozumieć się z okolicznymi mieszkańcami, ani z wywiadowcami AK. Nie mogli również skontaktować się z polskimi naukowcami, inz. Antonim Kocjanem, prof. Januszem Groszkowskim i Jerzym Chmielewskim, którzy jako pierwsi oglądali i analizowali części ze zdobycznej V2.
Informacje i części rakiety zdobyte przez wywiad AK pozwoliły Anglikom zorganizować obronę Londynu, która w pewnym stopniu neutralizowała skutki broni rakietowej. Zaoszczedziło to większych strat wsród ludności cywilnej, zapobiegło wybuchowi paniki i chaosu (na co liczył Hitler).
Jednak Anglicy (o zgrozo!) nigdy nie przypisali Polakom sukcesów zwiazanych z rozpracowaniem broni V. Churchill w swych pamiętnikach stwierdził jedynie, że rozpoznanie niemieckiej broni rakietowej stanowi pewien sukces Polaków, ale dokonali tego "nasi polscy agenci".
Szybko zapomniał o tym, jak motocykliści z brytyjskiej SOE dyżurowali przed budynkiem przy 13 Upper Belgrave Str w Londynie, gdzie mieściła się siedziba Oddziału VI Sztabu Naczelnego Wodza i natychmiast zabierali nawet fragmenty odszyfrowywanych meldunków z Polski, dotyczących broni rakietowej.
Dziś poligon w Bliźnie w części znów jest porośniety lasem. Na jego skraju dostrzec można resztki murowanego posterunku niemieckiego. W miejscu zniszczonych, powstały nowe domy, wzniesiono też szkołę. W Londynie dawno zasypano leje po wybuchach niemieckich rakiet. Powoli w ludzkiej pamięci zacierają się fakty, daty i nazwiska ludzi, którzy ocalili innych, choć byli od siebie tak daleko.