"Właśnie uciekłyśmy z pracy! Nie znasz przypadkiem jakiegoś pokoju do wynajęcia?" - usłyszałam po odebraniu telefonu. "Najpierw pomóc, potem pytać" - przeleciało mi przez głowę i po kilkunastu minutach pokój się znalazł. Poszłam tam rano dowiedzieć się o co chodzi. Otworzyła mi Lena, drobna, energiczna, uśmiechnięta radośnie. Za drzwiami czekała Magda, spokojna, poważna blondynka w okularach. Całą opowieść snuje Lena, Magda przytakuje tylko i od czasu do czasu wtrąca jakieś zdanie. Widać, że wciąż przeżywa ostatnie kilka tygodni. "Uciekłyśmy. To znaczy po prostu poczekałyśmy aż nikogo nie będzie w domu, zabrałyśmy torby, które już od dawna miałyśmy spakowane i wyszłyśmy. Zostawiłyśmy naszych pracodawców bez staffu na kilka dni. Pewnie zaraz kogoś znajdą, ale może jak ludzie to przeczytają, to już tak łatwo nie dadzą się nabrać?" Lena pracowała w Polsce jako księgowa w sanatorium. Kiedy firma upadła, zdecydowała się na kilka miesięcy wyjechać do Anglii, odpocząć od pracy umysłowej, zarobić trochę, przeżyć przygodę, zanim się zupełnie ustatkuje. Magda skończyła ekonomię. Nie wiedziała za bardzo co chce robić, postanowiła spędzić rok w Londynie. Ogłoszenie, że firma szuka dziewczyn do sprzedaży lodów znalazły na stronie internetowej. Poszły na interview i dostały pracę. "Nie myśl sobie, nie było to tak tragiczne jak w jakimś burdelu, nie przeżyłyśmy piekła, że któś nas tłukł, bił, ale generalnie jak przyjeżdżasz do pracy, to chcesz uczciwie pracować, a nie być traktowany jak niewolnik." Praca była oferowana razem z mieszkaniem i wyżywieniem. Przez kilka godzin dziennie dziewczyny miały sprzedawać lody z vanów ustawionych w różnych częściach Londynu. Stawka 100 funtów na tydzień. "Na początku jak tam przychodzisz jest jak w rodzinie. Tak cudnie po prostu. Właścicielka tego biznesu, jej mąż i ich troje dzieci traktują cię jak córkę czy siostrę. A później? Później nawet jeść nam nie pozwalali. Raz mi powiedzieli, że jem za dużo, że większość z tego, co jest w lodówce, to nie dla nas. A ja nawet nie miałam czasu jeść, tyle było roboty. Teraz się wydaje, że to takie drobnostki, ale tam jest zupełnie inaczej. Pranie mózgu, wieczne nerwy. Sama sprzedaż lodów była ok, ale... powiem ci jak wyglądał nasz dzień. Mieszkałyśmy w pokoju na górze, trzy dziewczyny, trzy Polki. Absolutnie nie wolno nam było rozmawiać po polsku, za coś takiego natychmiast się wylatywało z pracy. Pierwsza wstawała Edyta, bo miała najdłuższy staż. Wstawała o 6:20, po 20 minutach budziła mnie, ja po następnych 20 minutach budziłam Magdę. Te 20 minut to był czas na umycie się i ubranie. Edyta nigdzie nie wychodziła, cały dzień sprzątała dom. Rozumiesz, cały dzień, od rana do wieczora ze ścierą. My też musiałyśmy sprzątać przez kilka godzin. Codziennie robili 3-4 prania, ręczniki prali po każdym użyciu, potem kilka godzin się to prasowało. Oni mieli obsesję na punkcie czystości. Jak się zjadło obiad, natychmiast trzeba było poodkurzać po raz kolejny, umyć podłogę wrzątkiem z Domestosem. Nawet do mycia naczyń kazali nam używać Domestosa. Całe ręce miałyśmy zeżarte. Nie pozwolili zakładać rękawiczek. Bolała mnie skóra. Nigdy wcześniej nie myślałam, że skóra może tak boleć. W końcu zaczęłyśmy oszukiwać, wylewać Domestosa i wlewać zwykły płyn do naczyń. Normalnie bałyśmy się jeść z talerzy z tym chlorem. Ciągle chodziłyśmy głodne. Ja to jeszcze miałam dobrze, bo jak stałam w vanie na Piccadilly Circus, mogłam wyskoczyć do McDonalda czy Tesco, kupić sobie coś do jedzenia. Wracałam wieczorem i uważali, że już mi się obiad nie należy. Magdzie się należał. Niby. Raz Edyta zrobiła spaghetti, chciała zatrzymać trochę dla Magdy, ale córka właścicielki powiedziła, że to dla psa i wrzuciła wszystko do psiej miski. Nawet parmezanem posypała. | Ktoś kiedyś powiedział właścicielce, że trochę mało zarabiamy. Strasznie się oburzyła. W końcu dostajemy 100 funtów za tydzień. Codziennie praca po 15 godzin. Do tego mieszkanie 90 funtów od osoby i jedzenie kolejne 90 funtów. Widziałaś kiedyś miejsce w 3-osobowym pokoju za 90 funtów? I jakim cudem ja bym mogła za tyle zjeść? Ona w ogóle bardzo nerwowa była. Cały czas jechała na jakiś prochach. Rano brała coś pobudzającego, cały dzień Red Bulle, wieczorem tabletki na sen. Nie mogła sobie pozwolić na to, żeby być zmęczona w pracy. Bo sama też jeździła z tymi vanami na różne festiwale. Pracowała jak maszyna. Od nas wymagała tego samego. Co jakiś czas każdy dostawał "electric shock" czyli totalny opieprz, np. za kurz pod kartonem czy odcisk palca na szybie. Wyzywała nas od najgorszych. Raz objechała koleżankę, bo za wolno mopem machała. Do tego zawsze wyczekała na moment, kiedy dookoła było jak najwięcej ludzi i to było okropnie poniżające. Wyobraź sobie, że 10 osób słucha jak ona cię bluzga, a ty nawet nie umiesz jej nic odpowiedzieć, bo nie znasz na tyle języka. A jej dzieci? Jeszcze gorsze. 13-letni gówniarz mógł cię zmieszać z błotem, bo nie tak zamiatasz, donieść mamie, a ona już wiedziała jak "electrick shock" zrobić. Przychodziła potem i przepraszała, ale wiesz jak to jest, kiedy ty masz łzy w oczach, to takie przeprosiny można o kant tyłka rozbić, zwłaszcza, że za kilka dni będzie tak samo. Wieczorem, jak już wróciłyśmy i umyłyśmy vany, sprzątnełyśmy jeszcze co tam było do sprzątnięcia w domu, musiałyśmy siedzieć z dziećmi przy telewizorze. Nie wolno nam było iść na górę do pokoju, bo ślady na dywanie zostawały. Żadnej prywtności. Przeszukiwali nasze rzeczy, czytali smsy, sprawdzali numery telefonów. Mogłyśmy iść spać, jak już cała rodzina się umyła i położyła, czyli koło północy. Czasami jak oni mieli wolne, spali do południa. Ale my musiałyśmy normalnie wstać i sprzątać. Raz zaspałyśmy, to ten najmłodszy przyszedł o 7:00, obudził nas, a sam wrócił do łóżka. Dzień przed naszą ucieczką właściciela odwiedził przyjaciel, też Turek. Zrobił jakąś głupotę i ten właściciel powiedział mu: Jak mogłeś coś takiego zrobić? Jesteś Turkiem! Co ty? Polak jesteś? Tylko Polacy nie mają mózgu! I wiesz co? Chyba miał rację. Tylko my jesteśmy tacy głupi żeby zapieprzać kilkanaście godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu za 1.38 funta na godzinę." Epilog Znajomi Anglicy, przerażeni tą historią poradzili dziewczynom, żeby poszły na policję albo do Citizen Advice Bureau. Lena i Magda poszły do CAB. Niestety zszokowani urzędnicy okazali się bezradni, powiedzieli, że pierwszy raz spotykają się z czymś takim. Obiecali nieco uprzykrzyć życie firmie od lodów i hot-dogów, niestety żeby odzyskać pieniądze Lena i Magda musiałyby podać właścicieli firmy do sądu, co zajęłoby sporo czasu. Dziewczyny postanowiły w przyszłym tygodniu wracać do Polski. Imiona osob zostaly zmienione.
|