Jedną z trudności pozostawania (jakiś czas?) poza krajem ojczystym jest doświadczenie rozstania z najbliższymi. Każdy z nas przeżywa to na inny sposób. Dopada nas tęsknota, telefonujemy, sms-ujemy, piszemy listy, wreszcie staramy się zobaczyć z bliskimi przy nadarzającej się okazji. Są to więc sposoby na to, aby uczucie rozłąki zmniejszyć poprzez różnorakie "połączenia". To daje poczucie wsparcia, tego, że jest ktoś, kto nas rozumie, myśli o nas i martwi się. Nie bez znaczenia jest jednak i to, że nie tylko ten, kto wyjechał, tęskni. Tęsknota dopada też drugą stronę, tę, która pozostała w kraju. To wielka sztuka umieć brać wsparcie, ale też sztuką jest je dawać, zwłaszcza wtedy, gdy i nam jest ciężko. Pojawiają się zwykle pretensje i żale, czasami ukrywane, czasami wyrażane jawnie, bywa że nazbyt gwałtownie. Pamiętam, jak bardzo rozsądna i spokojna studentka, której mąż pojechał na rok do USA, a ona została z małym dzieckiem w akademiku, złościła się, że "pojechał sobie, a mnie tu zostawił z dzieckiem i muszę się teraz z tym wszystkim mordować sama". Studentka ta była główną inicjatorką wyjazdu, który miał ściśle określony cel zdobycia funduszy na mieszkanie. Można by powiedzieć, że trudno jej było po prostu znosić to wszystko, co wiązało się z brakiem bezpośredniej obecności męża. Prawdopodobnie bardzo tęskniła! Dawała jednak głównie wyraz swojej złości do niego - miała przynajmniej do kogo. A tak, to do kogo miałaby adresować swój żal i frustrację? Proszę nie myśleć, że zachęcam do tego typu postaw, niemniej analizując to, co się owej studentce przytrafiło, można zauważyć, że tęsknota wiąże się ze smutkiem i bywa demobilizująca, a gniew mobilizuje i zagrzewa do akcji. W ten sposób przypuszczalnie starała się ona "opanować sytuację". Nie wdając się w szczegóły dodam tylko, że mąż wysłuchiwał tego, starał się mieć pewien dystans, tłumaczył spokojnie, podchodził do całej sprawy z pewną dozą poczucia humoru, czasem się również złościł. W każdym razie był w stanie to unieść, chociaż z pewnością nie było mu łatwo. Sam też nie ukrywał, jak bardzo tęskni za żoną i córką. Żona, której wyznania takie dodawały otuchy, pomimo żalu z chęcią zasypywała go informacjami o tym, co się u nich dzieje, wysyłała zdjęcia. W ten sposób para ta komunikując się bezpośrednio, udzielała sobie wzajemnego wsparcia. Od dawna mają upragnione mieszkanie i dzieci też przybyło. Wyobraźmy sobie jednak, co by się stało, gdyby ów mężczyzna potraktował pretensje zupełnie poważnie. Konflikt murowany, a na dodatek taki, który jest nierozwiązywalny, gdyż dotyczy emocji, a nie ustaleń faktów, czy poglądów, czyli tego, co da się wynegocjować. Nie da się postanowić, że od dzisiaj nie czuję gniewu, bo nie mam racji. Można nie mieć racji, a gniew nadal czuć. W tym sensie uczucia są zawsze prawdziwe, choć nie zawsze należy im zawierzać, bo też nie zawsze odzwierciedlają to, co się dzieje w sferze faktów. Są tacy, którzy z różnych powodów po prostu nie potrafią tęsknić, gdyż jest to "zwyczajnie" zbyt trudne i bolesne. Wtedy bywa, że rozłąka z bliską osobą zaczyna stwarzać trudności, które poważnie komplikują związek. Na przykład, kiedy osamotniona/y na emigracji poszukuje substytutu w postaci nowych związkow erotycznych - sprawa dość znana. Chociaż takie substytuty mogą mieć inny charakter, np. pochopnego znajdowania "bliskich" przyjaciół, z którymi wchodzi się w kłopotliwe relacje np. z powodu niewłaściwie ulokowanych osobistych sekretów, czy też oszczędności... Spotykam również osoby, które udają, że taki problem jak tęsknota po prostu ich nie dotyczy - żyją na pełnych obrotach, są baaardzo niezależne, aktywne i tryskające energią. Osoby te bywają pożyteczne społecznie, pracują jak woły większą część życia, a ubogą resztkę przeznaczają na sen (zazwyczaj i tak mocno okrojony). Niestety im ta energia większa, tym niejednokrotnie większa depresja po jakimś czasie (jak w matematyce!). | Zupełnie wyczerpany - zazwyczaj mężczyzna - przychodzi i pada magiczne: "pani doktor nie wiem dlaczego jestem taki przygnębiony, chyba za dużo ostatnio pracuję". Czasami pytam, skoro to już wiadomo, to dlaczego nie podjął kroków w kierunku zmniejszenia ilości godzin pracy. Odpowiedzi jakie słyszę nieodmiennie wprawiaja mnie w zadziwienie, jak pomysłowa i pełna inwencji bywa istota ludzka, gdy przychodzi do usprawiedliwień i wymówek. Zazwyczaj, choć uczciwie dodam - nie zawsze, taka praca nie ma racjonalnego uzasadnienia. Ale to nie znaczy, że nie ma powodu. On jest, głęboko skrywany przed soba, wstydliwy temat - samotność, potrzeba wsparcia się na kimś i w gruncie rzeczy bycia przez chwilę bezbronnym jak dziecko. Jest to szczególnie trudne dla mężczyzn, zwłaszcza tych co w poczuciu, że powinni się opiekować innymi - swoją dziewczyną, czy też żoną i dzieckiem, po prostu nie mogą z siebie wydusić do słuchawki telefonicznej, że jest im ciężko być tak daleko od nich. Zysk z tego taki, że pozostaje poczucie bycia kimś silnym - to dowartościowuje. Strata jest zazyczaj większa, choć jej konsekwencje można łatwo przeoczyć. Osoba taka traci możliwość wsparcia się na innych. Nie wie rownież, że szczere wyznania są dla drugiej strony wyraźnymi sygnałami, że jest ważna, że jej potrzebujemy i za nią tęsknimy. A ostatecznie - są właśnie takimi "prośbami" o uwagę i emocjonalną opiekę, co zwykle nie pozostaje bez pozytywnej odpowiedzi i nie tylko ułatwia życie, ale też umacnia związek. Na tęsknotę nie ma dobrej rady, ona po prostu nas dopada i tyle. Nie świadczy o naszej słabości, lecz przypomina, że nie możmy żyć w próżni, że nasze samopoczucie jest zależne od obecności innych, nawet jeśli bywa ona trudna. Chciałabym teraz wspomnieć o czymś, co nawiązuje do tematu, który poruszyłam we wcześniejszym artykule, a mianowicie do powodów wyjazdu za granicę. Oprócz naszkicownych powyżej sytuacji dobrego związku, gdzie rozstanie jest czasowe i ma ściśle określony cel, są też takie, gdzie chodzi o poszukiwanie sytuacji rozłąki, odetchnięcia od nieco zastałej, nudnej, a czasami po prostu obojętnej atmosfery związku. Wtedy pewne komplikacje wydają się być naturalnymi - co nie znaczy, że spokojnie przyjmowanymi - konsekwencjami nieświadomego poszukiwania innych, bardziej obiecujących relacji. Są tacy, którzy liczą nieco naiwnie na to, że rozłąka sama w sobie nada pozytywny kierunek związkowi lub roznieci ostudzone uczucia. Wtedy nieuchronnie pojawia się rozczarowanie. Bywa jednak i tak, że związek jest udany, ale dla jednej ze stron istnieją inne, co najmniej równie ważne cele w życiu, które z tym związkiem są w pewnej "konkurencji", jeśli nie na wręcz przeciwnych biegunach. Do takich indywidualnych celów należą np. ambicje zawodowe, chęć sprostania wyzwaniu zarobienia "dużych" pieniędzy, szczególne zainteresowania, których rozwój wiąże się z koniecznością wyjazdu itp. Jest to oczywiście znacznie szerszy temat, być może napiszę o tym w przyszłości. W tym miejscu należy tylko wspomnieć, że w takich sytuacjach warto zadać sobie pytanie, co jest dla nas w życiu, a zwłaszcza w tym momencie, najistotniejsze i nie uciekać przed odpowiedzią ("łatwo się mówi...") Dr med. Agnieszka Klimowicz-Sikora psychiatra, psychoterapeuta AgaKlimowicz@yahoo.co.uk |